i każda inna i w wyglądzie, i w charakterze i w podejściu do podopiecznych.
W czwartek rano, jeszcze przed siódmą, szykuję się do swojej codziennej gimnastyki i w tym celu wsiadam do windy żeby pojechać do atrium. Ze schodów korzystać nie mogę ponieważ podpieram się chodzikiem. Tak więc wsiadłam do windy, winda się zamyka i niestety stoi w miejscu. Stary człowiek zamknięty w zepsutej windzie wpada w panikę. Stukam, dzwonię i nic. mijają minuty, nerwy działają i to z ich przyczyny zaczyna brakować powietrza. Winda jest już stara – 45 letnia, jeżdżąca na okrągło i psująca się kilka razy w miesiącu. Po 15 minutach gaśnie światło, ja się uspokajam ponieważ wiem, że Sławek przystąpił do wyswobodzenia mnie. Zawsze zaczyna się od zgaszenia światła w windzie. Są ludzie którzy dopiero po zgaszeniu światła wpadają w panikę. Siedząc w zamkniętej windzie i nie wiedząc co się dzieje na zewnątrz, przyszło mi do głowy, że w takich wypadkach, przystępujący do naprawy windy powinien w pierwszej kolejności powiadomić osobę uwięzioną, że wiemy, słyszymy ciebie i ruszamy z pomocą; to uspokoiło by spanikowanego delikwenta, a ponadto trzeba by poinformować korzystających z windy gdzie włącza się nawiew powietrza, przecież ta stara winda to konserwa. Nie mając pewności jaki przycisk nacisnąć wolę niczego nie ruszać żeby nie pogorszyć sytuacji. Wreszcie wysiadam z windy. Zaczynam od pytania – gdzie w windzie włącza się nawiew powietrza, tak zwaną wentylację. Spytałam o to z dziesięć osób – pracowników – i nikt nie wiedział. Każda z tych osób odsyła mnie z tym pytaniem do Sławka, a on też nie wiedział. No i trafił mnie szlak. Przecież wiem, że coś takiego jest a wszyscy na mnie patrzą jak na przygłupa i nikt nic nie wie. Za chwilę z windy wysiada pierwsza Ela – pokojowa z odcinka przy pralni, wioząc na wózku staruszkę. Pytam ją o przycisk do wentylacji. Pierwsze słyszę o czymś podobnym – odpowiada. Jak to, wozi pani chorych ludzi i nie wie pani jak włączyć nawiew – ciągnę temat. A jak winda zepsuła by się i trzeba by było w niej trochę posiedzieć. Dałabym sobie radę – odpowiada. Pani dałaby radę a czy dałaby radę ta starucha którą pani wiezie. Wstyd, żeby nie zainteresować się tak podstawową sprawą. Rozpętała się między nami ostra wymiana zdań, do tego stopnia, że pokojowa powiedziała, że nie zniży się do mojego poziomu a ja jej na to, że niższego poziomu od tego na którym pani jest to już nie ma. Już zaczęłam wątpić w ten nawiew, może go faktycznie nie ma a ja się czepiam. Widząc drugą Elę, pokojową z odcinka przy stołówce, cała wściekła rzucam pytanie o nawiew w windzie. S p o k o j n i e, zaraz go znajdziemy tylko musimy wejść do windy – odpowiada Ela. Weszłyśmy, Ela pokazała mi przycisk z wiatraczkiem, wcisnęła go i spod sufitu poczułam nawiew świeżego powietrza. Dwie Ele, ta pierwsza, z pozoru bardzo troskliwa a faktycznie podstępna. Poznałam ją jeszcze za życia Jadzi Jel. Ona się nią ” opiekowała”, Tak samo jak Jadzią opiekowała się Panią Marią, najbliższą sąsiadką Jadzi. Obie już nie żyją, za życia często bywałam u tych pań. Jadzia, to była moja sąsiadka z ul. Radiowej, tak że dobrze poznałam opiekę Eli nr. 1 Ela nr.2 , z pozoru szorstka, ostra a w rzeczywistości uczynna i opiekuńcza; mieszkańcy z jej odcinka chwalą ją sobie; jej uczynność poznałam jak jeszcze pracowała na tak zwanym ” dolnym medyku ” , czegoś potrzebowałam właśnie tam, Ela sprawę załatwiła od ręki. Zupełne przeciwieństwa.
Za kilka godzin, tego samego dnia, w atrium, ma być – piknik owocowy. Tak jak zwykle nie chodzę na żadne tego typu spędy, to tym razem poszłam z ciekawości; wreszcie owoce nie kaszanka czy kiszka ziemniaczana, chociaż i jedno i drugie zapachem pobudza apetyt ale co za dużo to nie zdrowo. U nas jak jest poczęstunek to tylko ciężko strawny. A tu niespodzianka, ogródek pięknie przygotowany na przyjęcie gości, goście przybyli tłumnie, stoły zastawione półmiskami pełnymi owoców, ( śliwki, gruszki, brzoskwinie, banany, arbuz ), owoce przygotowane do spożycia dla mniej lub bardziej sprawnych osób. Są tacki, widelczyki, serwetki i nawet śmietniczki, czyli jest wszystko od A do Z. To była staranność w wykonywaniu pracy. Jeśli chodzi o mnie to zmieniłabym muzykę z biesiadnej na klasyczną. Biesiadna pasuje do kaszanki a do brzoskwini bardziej klasyka. Tłum ludzi rzucił się na półmiski, Owoce znikały w mgnieniu oka. Nie wiem dlaczego ale cieszyłam się tym bardzo, że wreszcie jest coś dla wszystkich. Widać było, że owoców nigdy dosyć.
A teraz odpowiedź na pytanie zadane przez czytelnika – czy namówiłam siostrę swojego znajomego żeby zamieszkała w naszym DPSie. Nawet nie próbowałam namawiać. Już podczas rozmowy telefonicznej zorientowałam się, że czego innego oczekuje rodzina a co innego ma w planach pani Stasia. Stasia jest pewna, że jej córka która mieszka w Kanadzie, po osiągnięciu wieku emerytalnego wróci do Polski i zamieszka z nią, ( a to tylko półtora roku). Natomiast rodzina chciałaby być spokojna, że ich prawie 90 letnia siostra i mama, miałaby stałą opiekę będąc w Domu Opieki. Pani Stasia ma marzenia – życie z liczną rodziną swojej córki. To jest w niej tak silnie zakorzenione, że nie miałabym odwagi tego burzyć. Dlatego wykręciłam się z przyjścia do p. Stasi twierdząc, że nie dam rady wejść po schodach. Myślałam, że jej córka zadzwoni do mnie i ja wszystko wytłumaczę. Niestety nie zadzwoniła. Pewnie zawiodła się na mnie.
To byłoby na tyle – NARA!
