Resory, wiadomo łagodzą wstrząsy. Jest ciągłe napięcie między mną a dyrekcją Domu, ale jest też resor, który łagodzi tę utajnioną wrogość – to Dział Socjalny na czele ze swoją Panią Kierownik, tyle, że ten resor to wyłącznie panie pracujące w dziale socjalnym, czyli Agatka, Ela i Kasia. One są zawsze życzliwe i chętne do pomocy; natomiast terapeutki podległe działowi socjalnemu, to już gorzej. wprawdzie robią wszystko na uśmiechu, z rzekomą życzliwością, ale to nie ma nic wspólnego z autentykiem. Chcą być uczynne są jednak pod bardzo silną presją pani dyrektor i w sumie są takie same jak ona. Jeszcze nie tak dawno, była kierownik dziełu socjalnego wiodła prim we wszystkich chamstwach, ale Chwała Bogu już jej nie ma. Różnie też ludzie mówią o pani dyrektor, jednak dla mnie to taki buldog z uśmiechem anielicy. Ślepo niszczy wszystko, chociaż wie, że zniszczyła wartościowe rzeczy, ale niszczy dalej. Mój blog , który jest poza jej zasięgiem niszczycielskim, zlikwidowałaby z największą przyjemnością, ale go czyta i stara się naprawić to co ja wytykam jako zło. Stara się, choć jakoś to kiepsko wychodzi ponieważ pracownicy wykonujący jej polecenia przywykli, że nikt nie sprawdza tych wykonań i szybko o wszystkim zapominają. Nie dawno pisałam o wentylacji w windach która powinna działać ze względu na zbyt częste korzystanie z wind przez mieszkańców, przez wywóz śmieci i transport posiłków tą samą windą. Zapachy które są pozostawiane przez korzystających z niej, są i wydzielane i wchłaniane. Tylko przez jeden dzień było mniej więcej tak jak powinno być. Nie było zapachów w windzie, wentylacja działała a śmieci były wywożone dwa razy dziennie, czyli w o połowę mniejszych ilościach i wagowo i zapachowo . TYLKO przez JEDEN DZIEŃ ! Czyli, że można ale po co. Już dwa lata temu pisałam, że windy to roznosiciele zarazków, wpis – windy i bakterie, ale młodzi pracownicy nie jeżdżą windami. Chyba o wszystko u nas trzeba walczyć przez dwa lata, bo właśnie tyle czasu zajęło mi upominanie się o otwarcie drzwi w dolnym pawilonie. W sprawie otwarcia drzwi składałam pisma do pani dyrektor, do naszego pracownika odpowiedzialnego za bezpieczeństwo pracy. Przypominałam o wypadku jakiemu uległa jedna z pracownic wracając z pracy w biały dzień , ( była pół roku na zwolnieniu lekarskim ), a na swoim blogu temat ten poruszałam w ośmiu wpisach. Już wydawało się, że drzwi są otwarte i dla mieszkańców i dla personelu. Nie prawda, na pewno nie zawsze. Drzwi miały być otwarte od godz. 5 do 22, niestety wiele razy, jak chciałam wyjść przed godziną 8 czipy nie działały. Pewnie i z gimnastyką będzie to samo. Na zebraniu, pani dyrektor obiecała, że jeśli w czwartek ( czyli dzień przeznaczony na gimnastykę ) będzie jakaś impreza to gimnastyka będzie przesunięta na inny termin. Była przesunięta z godziny 11,30 na godzinę 10 czyli na czas rozpoczęcia imprezy czwartkowej jako jej integralna część. Tłum ludzi na wózkach, krzesłach i chodzikach, otoczył kołem parkiet bez możliwości swobodnego poruszenia się. Przez dłuższą chwilę fizjoterapeutka nie wiedziała co z tym fantem zrobić, aż po kilkunastu minutach wpadła na pomysł, że będziemy ćwiczyć dłonie, bo nic innego ćwiczyć nie można było. Przez 20 minut ćwiczyliśmy dłonie i skończyła się gimnastyka. Żeby nie impreza którą zaplanowano, to wszystkie te osoby można by rozstawić, ale przecież nie chodziło o gimnastykę tylko zupełnie nie wiadomo o co. Jakby powiedziano, że gimnastykę z czwartku przekładamy na piątek to byłoby przyznanie mi racji, a to nie wchodziło w grę. Po dwudziestu latach korzystania z gimnastyki w naszym DPSie, mam ochotę z niej zrezygnować. Irytuje mnie takie podejście do spraw bardzo ważnych dla zdrowia; jak usłyszałam, teraz w poniedziałek, i to niestety po przyjściu już na salę, że gimnastyki nie będzie ponieważ jedna z terapeutek jest na zwolnieniu lekarskim, to mnie zemdliło. Spytałam, czy jak jest jedna terapeutka to nie może być gimnastyki, przecież o tej porze prawie nikogo nie ma na sali, najwyżej dwie osoby na rowerkach. Odpowiedź brzmiała – nie nie może. A dlaczego, drążyłam; bo tak ustaliłyśmy. Ja dam sobie radę. Terapeutki, które pracowały w naszym DPSie jak jeszcze przychodziłam na pobyt dzienny, tak wpoiły we mnie chęć do ćwiczeń, że robię to dwa razy dziennie, co dziennie, od lat, bez łaski obecnych pracownic. Ćwiczę jeszcze w łóżku, zaraz po przebudzeniu, czyli o godzinie 5 rano i o godzinie 7 rano w atrium. I znów składam wielkie dzięki byłym terapeutkom – Ninie i Oli. które nam wszystkim, których ćwiczyły, wpoiły gimnastykę na amen, na wieki, na mur. Ten wpis to hołd ludziom takim jak Nina i Ola oddanym swojej pracy i pomocy innym i policzek olewających wszystko i wszystkich.
N A R A !!
