Rozżalenie pani M.

Poskarżyła mi się jedna z wieloletnich naszych mieszkanek na mściwość naszych pań decydentek. Pani o której mowa mieszka w naszym Domu już około 10 lat i przez wszystkie lata należała do osób wybranych przez kierownictwo DPSu a przez nas mieszkańców uważana była za lizusa dzięki czemu była hołubiona przez wszystkich pracowników od wierchuszki poczynając. Ze wszystkiego co tylko możliwe korzystała, brała udział we wszystkich zajęciach i jak potrzebny był do czegoś reprezentant to musiała to być owa pani. Wszędzie i zawsze miała dla siebie przeznaczone miejsce i czuła się wybranką losu. Aż tu nagle pani M zabrakło miejsca w samochodzie którym jechaliśmy do miasta. Tego się pani M nie spodziewała, zaczęła rozrabiać, wykrzykiwała na korytarzu a nawet podobno i w gabinetach, zarzucając dyrekcji brak pomyślunku w zarządzaniu. Nawet jak o tym opowiadała to była wręcz zacietrzewiona. Ponieważ żeby cokolwiek wytłumaczyć owej pani trzeba by ją przekrzyczeć a to było wręcz nie możliwe, panie decydentki postanowiły utrzeć jej nosa po swojemu . Pani M. mówi mi – Danusiu, do tej pory zbierałam same pochwały za to, że pomagam ludziom a dzisiaj otrzymałam nawet za to reprymendę. Jedna z pań kierowniczek powiedziała mi żebym nie wyręczała opiekunów w ich czynnościach. Uważam, że miała rację – mówię, przecież ty wioząc swojemu sąsiadowi gorącą kawą w kubku to możesz sobie zrobić krzywdę – w jednej ręce trzymasz kubek z kawą a drugą ręką kręcisz kołem wózka którym jedziesz. To jest bardzo niebezpieczne. – Ona – Sąsiad w swoim pokoju nie ma możliwości cokolwiek sobie zrobić, nie ma czajnika. Jest niewidomy. Ja mam wszystko co trzeba więc mu pomagam. Ale to nie wszystko, wyobraź sobie, że na drugi dzień złożyły mi wizytę dwie najważniejsze osoby, w życiu nie spodziewałam się, że to będzie wizyta z ostrą reprymendą w tle. Nagle te panie które były w moim pokoju wiele razy, dostrzegły, że mój pokój jest zagracony, stół zastawiony nie wiadomo czym, po kątach poupychane różne rzeczy – proszę to wszystko powyrzucać, krzyknęły. Mój pokój tak samo wyglądał i rok temu i pięć lat temu, a te panie gościłam u siebie wielokrotnie i nigdy nie musiałam niczego wyrzucać. To jest zemsta za moją ostatnią wizytę u pani dyrektor. Odczekałam aż krzyk pani M. przeszedł w ton łagodniejszy i zabrałam głos – podejrzewam, że ktoś musiał pójść na skargę na ciebie, że na wszystkich wyjazdach i w ogóle wszędzie na pierwszym miejscu zawsze jesteś ty. To, że twój pokój jest niemiłosiernie zagracony to musisz przyznać i to, że przeróżne wiktuały które powinny być w lodówce lub w jakiejś szafce zajmują całą powierzchnię stołu to również musisz przyznać. No i wreszcie to, że ktoś ci to musiał powiedzieć, to również musisz przyznać. Ludzie na ogół krzyczą wówczas jak nie mają argumentów żeby obalić tezę przeciwnika, no a ty wyraźnie nie masz nic na swoje usprawiedliwienie. Wszystkie zarzuty były słuszne, tyle tylko, że lizusce nie chciały niczego mówić a komuś kto ośmielił się podnieść głos na władzę to śmiało można było pokazać gdzie jest jego miejsce, ty dziękuj Bogu, że cię nie zaczęły przenosić z pokoju do pokoju, w ten sposób najbardziej lubią ucierać nosa swoim zbyt śmiałym podopiecznym.

No i mamy końcówkę zimy. W telewizji usłyszałam jak pani redaktor w wiadomościach ostrzegała, że to już ostatnia szansa na zabawy na lodzie. Przypomniały mi się moje dzieciaki z ulicy Radiowej, te dzieciaki dzisiaj mają po 40 lat, a wówczas ja miałam nie wiele więcej. Te dzieciaki znały mnie dobrze, ja ich również. Wiedziały, że mam taki zwyczaj jak widzę grupkę dzieci i te dzieci mówią mi dzień dobry, to ja każdemu z nich to dzień dobry odpowiem. Na naszej ulicy był dość duży staw który oczywiście zimą był zamarznięty. Kiedyś wszystkich chłopców ” zagoniłam ” do odgarnięcia śniegu i przygotowania dla siebie lodowiska. Którejś niedzieli idę z miasta do domu i widzę jak cała zgraja moich dzieciaków pięknym, dużym kołem jeździ po lodowisku, aż przystanęłam w zachwycie, a te urwipołcie kołowały po lodowisku i każdy z nich mówił mi dzień dobry. Odpowiedziałam na to dzień dobry ze sto razy, licząc na to, że przecież skończą tę zabawę dowcipnisie . Na każdego wypadła moja odpowiedź ze trzy razy. Dopiero jak pogroziłam im palcem to wszyscy podjechali do mnie i chórem przeprosili. Mogli się ze mną droczyć i tak ich wszystkich kochałam. Mnóstwo rzeczy robiliśmy razem i pomagaliśmy sobie na wzajem. To był mój najpiękniejszy okres życia. O swoich kochanych dzieciakach napisałam we wpisie – Dzieciaki z ul. Radiowej.

We wtorek byłam u kardiologa. Moja pani kardiolog zawsze bardzo miła tym razem nie była w humorze. Obsztorcowała mnie, lekarza który skierował mnie do niej i dyrekcję naszego DPS za brak opiekunki. Przyjechała pani do mnie sama ? Kierowca mnie przywiózł – odpowiedziałam. A gdzie opiekunka ? Jest pani starą, chorą kobietą. Mieszka pani w Domu Opieki i nikt się panią nie opiekuje? To my mamy pomagać pani w rozebraniu się, ubraniu się, w położeniu na kozetce i wstaniu z niej ? My nie jesteśmy od tego, od tego powinna być opiekunka która wszystko o pani wie, odpowie na każde pytanie i zapamięta moje zalecenia. Na drugi raz jak będzie pani bez opiekunki nie przyjmę. A lekarz pierwszego kontaktu u was jest ? Czy to nowicjusz, on nie wie, że po za skierowaniem i wynikiem EKG muszę mieć wyniki badań krwi w zakresie stężenia potasu, lipidów i cholesterolu. Muszę też mieć informację ile i jakie leki zaordynował lekarz. Przychodzi do mnie samotna staruszka z Domu Opieki z migotaniem przedsionków a w DPSie nikogo to nie obchodzi. Jak tylko chciałam coś powiedzieć to pani doktor natychmiast wychodziła do drugiego pokoju. Ona powiedziała jak ma być i zamknęła temat. Najgorsze jest to, że w stu procentach ma rację. Nasze opiekunki o nas nie wiele wiedzą, za dużo nas mają pod opieką, i są przerzucane co jakiś czas na inne odcinki. Przed wyjazdem moja opiekunka pytała mnie czy potrzebuję opieki na drogę, powiedziałam, że nie. Dobrze wiem, że są zalatane nie chciałam jeszcze i ja dokładać pracy. Po obsztorcowaniu mnie przez panią doktor wiem, że zrobiłam błąd. Już wiem, że opiekun potrzebny jest zawsze. Siostra przełożona uważa, że mądrze zarządza pracą opiekunek, niestety nie. W ogóle nie umie zarządzać pracą innych, umie tylko mądrzyć się bez powodu. Przerzuca opiekunki z odcinka na odcinek a one nie są w stanie poznać wszystkie dolegliwości swoich podopiecznych. Teraz wiem, że powinny. Myślałam, że jestem samodzielna, niestety nie. Kozetka w gabinecie była taka niziutka, że mowy nie było żebym mogła wstać sama. Ja nie mogłam szybko i sprawnie rozebrać się do badań bo właśnie moja przyszyta ręka odmówiła mi posłuszeństwa. I masz babo placek, stajesz się bezużytecznym kołkiem, a wydaje ci się, że jesteś taka hop do przodu. W zasadzie to nie mnie tak się wydaje tylko wszystkim dookoła. Ja zdaję sobie sprawę, że prawie wszystko już mi wysiadło, że muszę się poruszać bardzo wolno żeby się nie przewrócić. Że muszę się kurczowo trzymać chodzika bo nic nie wiadomo kiedy i w którą stronę mnie zarzuci ale chodzę z tym chodzikiem chyba bardzo dziwnie ponieważ słyszę dookoła – on ci w ogóle nie jest potrzebny, ty tak ładnie chodzisz. A innym razem jedna z opiekunek aż krzyknęła – o jej pani Danusiu co się pani stało, pani ledwie idzie. Taka z ciebie opiekunka skoro nie wiesz, że tak właśnie już chodzę jeśli jestem bez chodzika. A z chodzikiem pani pełną gębą.

I to wszystko – NARA !!

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *