Epizod harcerski.

W czasie rekolekcji przychodzi do nas zawsze dodatkowo jakiś nowy ksiądz. Tym razem bardzo przystojny pan w wieku około siedemdziesiątki. To co nam głosił ( bo księża zdaje się nie mówią tylko głoszą ) było średniej jakości, ale ksiądz nie zanudzał. Podczas komunii, gdy podszedł do mnie, wziął mnie za ramię i szepnął – my się znamy, druhno Danusiu. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie kojarzyłam nic a nic. Dlaczego druhno, dlaczego taki młody człowiek zwraca się do mnie imiennie ? ( Dla mnie siedemdziesięciolatek to młokos ) W tym dniu zgłupiałam i nie powiedziałam nic, ale nazajutrz postanowiłam spytać skąd ksiądz mnie kojarzy. Była pani w harcerstwie – spytał. Niestety nie byłam – odpowiedziałam. No to przepraszam – powiedział, musiałem się pomylić. Opowiedziałam o tym spotkaniu córce a ona na to – mamo jak mogłaś zapomnieć, że byłaś na obozie harcerskim, że obecny ksiądz to wówczas najprzystojniejszy obozowicz. Wszystkie dziewczęta w nim się podkochiwały łącznie ze mną, chociaż miałam wówczas 13 lat, – jak wszystkie to wszystkie. Jak powiedział nam, że idzie do Seminarium ( na obozie byli świeżo upieczeni absolwenci szkół średnich ) to dziewczyny ogłosiły dzień płaczu, płakałam z nimi. To dzięki niemu wstąpiłam do harcerstwa i przez wiele lat śpiewałam w Gawędzie. Przychodziłaś po mnie na zbiórki i nie pamiętasz. No ale w harcerstwie nie byłam. Przez przypadek trafiłam razem z córkami na obóz harcerski i to wszystko. Dzieciaków z tego obozu nie pamiętam w ogóle. Pamiętam tylko, że byli bardzo mili i uczynni. Że gotowanie dla nich przeróżnych frykasów było przyjemnością. Że w środku lasu zrobili dla mnie taką kuchnię, jakiej nie można nawet wymarzyć. Ale to był mały epizod w moim życiu o którym zupełnie zapomniałam.

Pracowałam wówczas w WDK i byłam właśnie pierwszy dzień na urlopie gdy nagle wpadła do mnie moja siostrzenica ( to późniejsza mama Marcysi i Moniki ) i od progu nawoływała – ciociunia ratuj. To ratuj słyszałam od niej kilka razy w tygodniu. Zawsze jakaś opresja z której wyratować mogę tylko ja. Wiedziała, że nigdy jej nie odmówię, dlatego ja. Od rodziców słyszała zawsze – jesteś dorosła to radź sobie sama. Widocznie od niej słyszeli zbyt często, że jest już dorosła. No ale była naprawdę dorosła i już pracowała. Tak pięknie wszystko pozałatwiałam, – lamentuje, od dziś ruszył obóz harcerski i właśnie dziś usłyszałam, że kucharka nawaliła. I ja mam ci załatwić na wczoraj kucharkę, w pełni sezonu i natychmiast. Nie cioteczko, nic nie musisz załatwiać, spakuj siebie i dzieciaki i jedziemy gotować obiad, czekają. Zwariowałaś skoro myślisz, że to takie proste. Nigdy nie pracowałam w żywieniu, nie byłam nigdy na obozie, nie ma mowy, nigdzie nie jadę. Ale do lamentu siostrzenicy dołączyły moje córki 13 i 9 lat. – mamo, będzie fajnie, pojedźmy. W końcu nie miałyśmy na pierwszy miesiąc wakacji żadnych planów tak więc pojechałyśmy i było fajnie. Przecież to ja załatwiłam tę pracę dla siostrzenicy i co miał być niewypał, trzeba było ratować sytuację żeby nie usłyszeć – a myśmy tobie zaufali.

Po przyjeździe na miejsce oznajmiłam wszystkim, że moje umiejętności są równe zeru a w odpowiedzi usłyszałam – nie martw się wszyscy ci będziemy pomagali, będzie dobrze. I pomagali dosłownie wszyscy. Najbardziej pomagał mi kwatermistrz, wiedziałam, że przy nim nie zginę. Harcerze z każdym dniem wyposażali mi kuchnię w różne stoły i stołki, żeby nasza szefuńcia nie męczyła się tylko śpiewająco nam gotowała. To był bardzo nietypowy obóz, był to hotel dla harcerzy idących szlakiem Kopernika, którzy przychodzili do nas wieczorem, jedli kolację, organizowali ognisko i szli spać. Rano jedli śniadanie i w drogę. W konsekwencji ja gotowałam tylko obiady dla stałej kadry 30 osób. Pomagali mi dyżurni kuchenni. Po obiedzie słyszałam, że obiad był nadzwyczajny i w nagrodę kolacje to my zrobimy sami – harcerze. Z tym, że kolacja i śniadanie musiało być przygotowane dla setki osób. Śniadanie przygotowywali wszyscy, kto żyw, łącznie z kadrą. Ja tylko planowałam i pilnowałam żeby niczego nie zabrakło.

Kiedyś wyciągnęli mnie w nocy z namiotu razem z łóżkiem na deszcz i zaprowadzili do namiotu komendanta obozu. Tam usłyszałam, że przypadłam wszystkim do gustu i to moje gotowanie też, ale na obozie harcerskim mogą być tylko harcerze i chcieliśmy cię pasować na harcerza. Chcielibyśmy sprawdzić czy dasz radę w leśnych warunkach ze wszystkim. Drogę do komendanta przetrwałaś a teraz musisz zjeść zawartość z tej puszki. Patrzę a to świńska tuszonka, bardzo smaczna konserwa ale niestety z dodatkiem igliwia i mchu. I wyście takie coś jedli? Owszem, wszyscy – odpowiedzieli. Nie będę gorsza, jak trza to trza. Od tej pory zostałam druhną. Tyle zachodu, kochani przecież mi się kończy urlop. Jeśli chciałabyś z nami zostać jeszcze 6 tygodni to powiedz tylko słowo . Załatwimy ci oddelegowanie, w końcu twój dyrektor to nasz zasłużony harcmistrz a ty w WDKu jesteś od spraw trudnych, my właśnie mamy trudności. I załatwili wszystko i zostałam i miałam najpiękniejsze wakacje. Dwa miesiące w lesie nad jeziorem z córkami o które byłam zupełnie spokojna. Co wieczór śpiewy i gawędy przy ognisku, dookoła las i jezioro, na niebie miliony gwiazd… Boże jak przypomnę to aż łza się kręci w oku ze wzruszenia. I pomyśleć że żeby nie ksiądz rekolekcjonista zupełnie zapomniałabym o tym epizodzie

Jutro święto Boże i święto wiosny – święto wszystkich nas. Niech Ci Pan Bóg dopomoże w zdrowiu spędzić czas. Przy rodzinnym stole ukwieconym wiosną niech znajdzie się kwiatek, Twój kwiatek miłości. Nie musi być różą pierwiosnkiem niech będzie, ale z Tobą i przy Tobie, w drodze, w domu, wszędzie.

I to byłoby na tyle. NARA !!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *