I chciałabym i boję się…

Marzy mi się samodzielne wyjście do miasta. Jak leżę w łóżku to jestem pewna, że dam radę ale jak wstanę i pochodzę trochę po pokoju, jak mną kiwnie parę razy to już wiem, że to słomiany zapał, bo więcej jest boję się niż chciałabym. Z mojego samodzielnego chodzenia to zostało tylko atrium i też tego chodzenia w nim nie wiele, ale widok atrium, na samym wstępie jest już piękny i nastraja optymistycznie. Po za jednym balkonem, który powinien być najładniejszy, bo to balkon naszej ” głównej kwiatowej ” czyli Felicji, a jest brzydki. Powiedziałam jej dzisiaj dosłownie – Fela twój balkon, w porównaniu z innymi, wygląda jak śmietnik. Jakbyś pozbierała wyrzucone przez kogoś doniczki i poustawiała je na swoim balkonie. Kwiatki nędzne, różnej wielkości, różnego gatunku w różnych doniczkach, a naćpane tego bez umiaru – brzydko. Felka mnie obsztorcowała i przegoniła. Jak mnie ktoś sztorcuje to wiem, że zawsze ma rację, natomiast komentarz jaki otrzymałam ma się nijak do mojej osoby. A o to treść – uwielbiam Panią pod każdym względem – ten wpis ma się nijak do moich możliwości, wyglądu, umiejętności i samopoczucia. Kogoś takiego można jedynie tolerować. No ale dziękuję.

Te nasze śpiewania czwartkowe nabierają ” rumieńców „. Jeden z panów nazwał je nawet koncertem. Oczywiście przesadził, ale niech mu będzie. Mnie się w nich podoba to, że ja tylko kieruję śpiewem, całą organizacją zajmują się Natalka i Dorotka, czyli pracownice socjalne. I jeszcze podoba mi się to, że uczestnicy tych spotkań proszą o piosenki z ich młodości. Pewnie nigdy nie przygotowywałabym takich piosenek jak ” Dwadzieścia lat a może mniej” którą śpiewał swego czasu Jacek Lech, czy piosenki Marynika, w wykonaniu chóru Czejanda. A zatem wchodzimy w przeboje okresu socjalizmu. Robię to jednak z ogromną przyjemnością. Przecież każda piosenka którą znamy kojarzy nam się z fragmentem naszego życia. I może nawet to nie piosenka wzrusza, ale przywołuje ona jakiś piękny okres życia.

W piątek, po przerwie dwumiesięcznej, idę na zastrzyk w oko. Widzę znacznie gorzej niż dwa miesiące temu. Tak więc eksperyment okulistyczny nie zdał egzaminu. Od poniedziałku 16 VI będę chodziła codziennie, przez dwa tygodnie, na ćwiczenia rehabilitujące kręgosłup, do szpitala ” kolejowego „, czyli do tego samego co na zastrzyk w oko. Nie powinnam na takie zabiegi chodzić poza naszą placówkę, ale niestety bardzo nisko oceniam prace naszych fizjoterapeutek. Poszłam do nich ze skierowaniem opisującym jakość ćwiczeń które powinnam wykonywać. To nasze panie pokazały mi raz co mam robić i uważały, że z ich strony to już wszystko. Ja na drugi dzień już zapomniałam jak te ćwiczenia mają wyglądać, bo to 6 różnych ćwiczeń. Poprosiłam o przypomnienie, więc przypomniały i poszły do swojego ulubionego kantorka. Za pięknych czasów naszego DPSu to fizjoterapeutki cały swój czas spędzały na sali, podglądając czy to co trzeba wykonujemy dobrze. Podchodziły, poprawiały, tłumaczyły, widać było zaangażowanie pracą. Dlatego właśnie zachwyciłam się Pobytem Dziennym i ze względu na pracę fizjoterapeutek postanowiłam zamieszkać w tym domu. Teraz jest mi przykro patrzeć na podejście do podopiecznych, których zainstalują do jakiegoś ustrojstwa i róbta co chceta, możecie nawet spać, wasza sprawa. Nowi mieszkańcy nie wiedzą jak tu było kiedyś więc cicho siedzą, a mnie boli serce i bardzo tęsknię za NINĄ i OLĄ sprzed ponad dwudziestu lat.

Trochę ponarzekałam i to już wszystko. NARA !!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *