Prima aprilis 2022r.

Mój prima aprilis rozpoczął się o godzinie 1. 30 w nocy. Smacznie sobie spałam jak usłyszałam w pokoju wołanie – pani Danusiu, pani Danusiu. Nie wiedziałam o co chodzi. Leżałam odwrócona do ściany, zanim się starocie przewróciło na drugi bok, zanim wygrzebało się spod kołdry to i trochę się rozbudziło. Co robi Rysiu w moim pokoju w środku nocy? Jak on wszedł ? Wiem, zamek w drzwiach szwankuje, ale żeby aż tak. Człowiek myśli, że się zamknął a tu gość. A gość swoje: pani Danusiu zadzwoni pani po pielęgniarkę. A ty sam nie możesz – spytałam. Widzi pani, że mam krwotok z nosa. Nie chciałam ciągnąć tematu bo obsztorcowałabym Rysia a to nie wróżyłoby dobrego początku sąsiedztwa. Więc starocie zaczyna rozruch. Trzeba wstać i znaleźć telefon. Zawsze na noc zostawiam go w ładowarce, ale gdzie ona jest. Trzeba trochę pomyśleć. Przecież to mój trzeci pokój w ciągu dwóch miesięcy jeszcze nie opanowany tak na chibił trafił. Aha, już wiem, wstaję – o cholera nie mogę się ruszyć, złapał mnie skurcz i to w obu łydkach. Przeszło. Mam telefon. Szukam do kogo mam zadzwonić – pod – p – jak pielęgniarki nie ma, gdzie mogłam wpisać. To nie pora na myślenie. A swoją drogą, Rysiu za nos się trzymał jedną ręką a drugą mógł użyć przycisku alarmowego. Dlaczego tego nie zrobił? A, przecież to mężczyzna, jak skaleczy się w palec to trzeba wzywać pogotowie a kilka osób musi skakać nad nim. Pal go licho, idę osobiście do pielęgniarek. A to jazda dwiema windami. Jakoś się ogarnęłam, za chodzik i idę. Przy windzie słyszę – pani Danusiu już nie trzeba, zadzwoniłem sam. Pozwólcie, że przemilczę. . . Każdy ktokolwiek mnie zna trochę dłużej niż od dziś, sądzi, że ciągle jestem taka hop do przodu. Poproszą o coś, nawet nie zauważą kiedy a to już załatwione. Absolutnie wszyscy tak mnie mnie traktują. Nikt nie widzi we mnie niedołęgi i nikt nie wierzy, że może być coś nie tak. Chodzik to jest moje widzi misię, a nie moja podpora życiowa. Dlatego nigdzie nie chodzę. Po kilku takich przykładach jak tej nocy może wreszcie zobaczą we mnie staruszkę. Bo nią jestem. Jak idę trzymając się chodzika i to korytarzem, to jestem jak dobrze naciągnięta struna, wszystko gra; ale tylko puszczę się chodzika to staję się rozchwianym drzewem z uszkodzonymi korzeniami. Oczywiście o spaniu już mowy nie było, tak więc prababcia włączyła telewizor, napełniła lampkę winem i pomyślała – róbta co chceta ale już beze mnie.

Boże, jak żałuję, że nie mam talentu Agaty Christi. Przeprowadzając wywiady z ludźmi trafiłam na nieprawdopodobny temat na kryminał. Niestety nie mogę go opisać, obowiązuje mnie, jak spowiednika, tajemnica. Jakbym to zrobiła to już nikt nie zwierzałby się przede mną. Może kiedyś. Sprawa dotyczy lat czterdziestych ubiegłego wieku. Wszelkie skutki zatarła wojna. Ale kryminał nie prawdopodobny z namiętną miłością w tle; a może wielka miłość i dwa morderstwa? Jakie podstępne te morderstwa. I wszystko zostało w rodzinie.

Grześ.

Nasz Grzesiu to taka złota rączka ze złotym sercem; porobił mi wszystko o co prosiłam i jeszcze więcej. To więcej to przełożenie na drugą stronę drzwi w lodówce, którą sobie właśnie kupiłam, oczywiście dzięki pani kierownik socjalnej. A to co Grzesiu robił dla mnie to zainstalowanie się w nowym pokoju. Jak już on wszystko porobił to zaczął poganiać mnie do roboty; chodzi mu o tę grzędę kwiatowo – śmietnikową. Ciągle słyszę – ma pani takie pole do popisu. Ja pomogę, wszystko wykopię, przekopię i będzie mogła pani robić po swojemu – mówi Grzesiu. A ja nie mam serca. Patrzę na swój stary ogródek zarośnięty niemiłosiernie a prymulki, w ogromnej ilości, kwitną aż serce się do nich wyrywa. Krzewy, które są zielone cały rok i przecudownie kwitną w kwietniu i maju ( nie znam nazwy tych krzewów) już się przygotowują żeby sobą zachwycić. Te krzewy mają zebrane kwiatki w takie grona jak owoce winogron. Kwitną na żółto i przepięknie pachną, a jak przekwitną to zostawiają czerwone owoce. Jeszcze miesiąc i wabić oczy będą irysy w czterech kolorach i liliowce a po nich ogromne dubeltowe maki. Niestety róże były posadzone na krótko przed zamknięciem nas w izolacji; przez cały rok nie wolno mi było wychodzić do ogródka, róże zginęły, były za młode żeby zostawić je bez opieki. Przez drugi rok mogłam wychodzić do ogródka tylko na prośbę i to w takich godzinach w jakich w moim ogródku nie dało się pracować. W nim można coś zrobić wyłącznie po południu, do południa w moim kąciku ogródkowym zawsze jest gorączka nie do zniesienia. Jak pomyślę, że w nim każde ziarenko piasku jest przyniesione prze mnie to serce boli, że to już na zmarnowanie. Przecież tam był śmietnik po budowie i najpierw trzeba było ten śmietnik zasypać; znosiłam ziemię i znosiłam a ona ginęła w gruzach. Przypomnę, że tworzyłam ogródek mając tylko jedną rękę sprawną i to lewą. Grzesiu patrzy na moją melancholię i zaczyna swoją śpiewkę – przecież tutaj może pani zrobić swoje cudo i już nie sama, pomogę we wszystkim. Żeby zakończyć temat spytałam – Grzesiu, ile ty masz lat? 59 – odpowiedział. To pogadamy za 21 lat, odpowiesz wówczas sam sobie – czy ci się chce cokolwiek robić. Nawet jeszcze 10 lat temu byłam pełna zapału, mimo, że sukcesywnie dostawałam po głowie. Każda iskierka zapału była tłumiona przez dyrekcję, to chyba nie ma co się dziwić, że brakuje mi chęci do robienia czegokolwiek i to od początku. Nawet swojego ogródka nie potrafiłabym doprowadzić do wyglądu sprzed dwóch lat. to zbyt ciężka praca jak na prababcię. Ogródek ma 36 m i położony jest na skarpie, z której w ubiegłym roku spadłam. Tak więc dziękuję bardzo ale nie skorzystam. Tęsknię nawet za pokojem w którym „trwa remont”chyba tęsknię za wszystkim co przemija. Pan kierownik już wie, że przebąkuję powrót do poprzedniego pokoju i zaczyna wymieniać zalety pokoju w którym obecnie mieszkam. Podstawowa zaleta to bezpośrednie wyjście z pokoju na zewnątrz – według pana kierownika. Nie będzie musiała pani nikogo prosić o otwarcie drzwi. Jak pan to sobie wyobraża – dla odmiany pytam ja, przecież te drzwi nie mają zamknięcia od zewnątrz. Mam zostawić otwarte mieszkanie i iść do miasta czy na spacer? Przecież przez te drzwi można wejść nie tylko do mojego pokoju, ale przez mój pokój na cały budynek. Pan kierownik nie brał tego pod uwagę, ale popyta co z tym można zrobić. Niestety, pomieszkałam kilkanaście dni i już mam dosyć. Rano jest przerażająco zimno, aż strach wyjść spod kołdry. Od godziny 9 do 15 – piekielnie gorąco. Teraz już nie do wytrzymania a co będzie latem? Na to Grzesiu – w upały w naszych pokojach było po 50 stopni. Jak pomyślę, że w moim starym pokoju było przez cały rok ciepło, nigdy gorąco i nigdy zimno. Przy zakręconych kaloryferach można było chodzić na golasa o każdej porze dnia i o każdej porze roku.

Widzę same dobre strony ale wszystkiego co było.

Muszę z szacunkiem napisać o naszej nowej pani kierownik socjalnej. Jest życzliwie do nas nastawiona i jak o coś się prosi to wysłuchuje i natychmiast pomaga. Wydaje mi się, że jest to u niej szczere; bo jej poprzedniczka udawała życzliwą a podłość od niej aż iskrzyła. Kto jej nie znał miał o niej dobre zdanie a kto poznał to aż się wzdrygał na myśl o szanownej. Obecnej pani kierownik życzę cierpliwości i wyrozumiałości do nas.

Prababcia hop do przodu

Dostałam wpis od kogoś podpisującego się – Gitara elektryczna, w tym wpisie był cytat Coelho ” Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu i progresywnego pressingu a nie z oglądania się do tyłu „. Wnioskuję, z tego, że wpisu dokonała młoda osoba, ponieważ prababcia do przodu to za daleko nie zajdzie. Na dodatek ma to być ruch z naciskiem, parcie do przodu, czyli takie hop do przodu. Niestety, przed sobą nie wiele widzę, jeśli już to kompletną bezużyteczność i odtrącenie, za to za sobą zostawiam 80 lat, tak więc jest o czym rozmyślać. Nigdy nie pomyślałabym, że mój blog jest taką moją biografią, a faktycznie jest, wszystko o czym pisałam dotyczy mnie osobiście; pewnie nawet wielka biografia przecież to już kilometry stron. Natomiast wpisu dokonanego przez – gitarę akustyczną, nie mogłam ni jak dopasować do aktualnej treści bloga. Dopiero po dokładnym przeczytaniu zorientowałam się, że to ktoś kto zaczął czytać bloga, ponieważ wpis został umieszczony w Części II rozdziału 2. Dopiero po tym wpisie zorientowałam się, że ja często nie mogłam dopasować komentarzy do aktualnej treści, a to takie proste – czytelnicy są na różnym etapie czytania i komentują treść dla siebie aktualną a prababcia już zapomniała o czym pisała w pierwszych rozdziałach. Bardzo dziękuję, że piszecie i zmuszacie mnie do myślenia.

Powyższe dwa wpisy czytałam ponad tydzień temu, miałam zablokowane pisanie, ale jest już wszystko w porządku ( mam zdolnego wnuka). Jak po tygodniu weszłam na bloga byłam bardzo mile zaskoczona wpisami, kochani większość wpisów w języku polskim. W miarę czytania zachwyt pomalutku zanikał – dlaczego? a no dlatego, że były same ochy i achy nad moją pisaniną – i treścią i formą , no w ogóle cud, miód i orzeszki. A po przeczytaniu wszystkich czar prysł – to były szablony, ich treść powtarzała się wielokrotnie. Ja piszę od serca i tego oczekuję od Was. Nie muszą to być jakieś górnolotne słowa, mogą być nawet koślawe, ale niech wypływają z duszy, – z Twojej duszy a nie jakiegoś filozofa.

Jechałam autobusem do miasta jak podszedł do mnie miły pan ( chciałam napisać starszy pan, ale niestety ja już nie mogę używać takich określeń) i zapytał czy już się przeprowadziłam. Najpierw była konsternacja, jednak za chwilę olśnienie – to czytelnik mojego bloga. Wówczas odpowiedź brzmiała nie, ale to było w ubiegłym tygodniu, dzisiaj jestem już w nowym pokoju. Ludzie zasypują mnie pytaniem – no i jak ci w tym pokoju? A mnie jest w nim źle. Czuję się jak na wygnaniu. W nim nie ma przestrzeni, jest mniejszy i nie ustawny. Ponieważ przeprowadziłam się dopiero wczoraj to jeszcze męczy mnie fakt, że niczego nie mogę znaleźć, przeprowadzka była na łapu capu i pierwsze rozpakowywanie się również. Sąsiedzi pocieszają, że to minie. Że są walory tego pokoju, a mianowicie bezpośrednie wyjście przed dom; mówią, że to wyjście na taras, a ja uważam, że to wyjście na chodnik. Czuję się jakbym mieszkała na ulicy. Najlepszy był mój pierwszy pokój, żeby nie ta studzienka kanalizacyjna. Ponieważ drugi pokój był bardzo podobny, tylko z nieustawną łazienką ( nie mogłam wstawić pralki ) szybko do niego się przyzwyczaiłam. Do obecnego pokoju chyba się nie przyzwyczaję. Grzesiu, mój obecny sąsiad, pracuje nad tym żeby mi było wygodnie. Wymontował i zamontował w nowej łazience pralkę. Zmienił wysokość szafki, porobi montaż wszelkich ściennych dekoracji. A propos tych ściennych dekoracji – swego czasu namalowałam ( taką chytrą techniką ) portrety córek i swój, z czasów jak byłyśmy w najpiękniejszym okresie życia, córki miały po 18 lat a ja 40, portrety przeleżały w walizce kilkanaście lat a teraz je powieszę.

Siedzę i siedzę, myślę i myślę – czego najbardziej mi brak ? – jak śpiewa Beata Kozidrak. Odpowiedź brzmi – chęci do czegokolwiek. Normalnie, widząc zaniedbany wiosennie ogródek, rzuciłabym się w wir pracy, a dziś jest nie normalnie – no może za kilka dni posprzątam go i to wszystko. Nie wiem co w nim wyrośnie, poczekam aż rozkwitnie. A tak w ogóle to te wszystkie ogródki pod naszymi oknami to jeden wielki śmietnik – taki groch z kapustą. To jest około 30 metrowa grzęda która ma, na chwilę obecną, 14 właścicieli i każdy sadzi co chce; nic z nikim nie ustalając. Takie byle co zniechęcające do patrzenia na to.

BUZIAKI

O wszystkim i o niczym

Dzisiaj, po 10 letniej przerwie, znów napisałam artykuł do naszego Kwartalnika; myślę, że tym razem cenzury nie będzie, chociaż bardzo wątpię, będzie chociażby z ciekawości co też ona tam ponapisywała. Okazało się jednak, że to nie Kwartalnik ponieważ nie ukazuje się co trzy miesiące jak kiedyś, a co sześć miesięcy. Szkoda, ponieważ moi rozmówcy będą zbyt długo czekali na ukazanie się wywiadu z nimi. Nawet nie sądziłam, że będą chętni na wywiady, a są. Cieszy mnie to bardzo. Moje artykuły, tak jak przed laty tak i teraz, będą nosiły tytuł – Poznajmy się. Będę poznawała poszczególne osoby z nami wszystkimi. Przybliżała ich osobowość. Wracała razem z nimi do przeszłości, za którą każdy z nas tęskni. Dlatego w tych artykułach będzie dużo miłości, bo tęsknota to miłość do czegoś co było i co już nigdy nie wróci. W moim pierwszym wywiadzie przybliżyłam osobę Iwonny – tak, tak, przez dwa ” n”. Te dwa – n – to znak rozpoznawczy naszej Iwonki. Napisałam ten artykuł 10 marca a on będzie drukowany dopiero w lipcu. Trudno, ale już jest. Teraz przyczaję się na panią Tamarę – to dopiero ciekawa postać. Z nią można rozmawiać godzinami, oby tylko dopuściła do siebie. Jest w takim wieku ( prawie setka ), że ciągle się modli a jak się modli to przegania wszystkich. Kiedyś, nie tak dawno, poprosiła żebym do niej przyszła, kilka razy przymierzałam się, ale kiedy zajrzałam do niej to ona zawsze się modliła, a jak przeszkodzisz to i lachą możesz oberwać. Mimo wszystko warto dostać tą lachą a potem dobrać się do jej zdjęć; przecież to DIVA opery, a później pedagog gwiazd.

Czytaj dalej „O wszystkim i o niczym”

Różne wpisy a nawet przesyłka…

Rok 2022 ma zaledwie dwa miesiące a już otrzymałam ponad 5000 reklam i komentarzy. Najwięcej komentarzy dostaję od osób również piszących bloga i jest to takie ciepłe przywitanie we własnym gronie. Każda z tych osób musiała dostać kiedyś taki tekst od kogoś i teraz przysyła go do mnie. Dostałam 9 wpisów o tej samej treści mimo to dziękuję. Jeden z wpisów był niebywale sympatyczny, po przeczytaniu którego może się przewrócić w głowie i kto wie co by się stało gdybym miała 6o lat mniej. Jednak gdy się ma osiemdziesiątkę to już nic nie ruszy tej bryły z posad. To był wpis od ” Wiertarki stalowe ” – czyli wpis i reklama swojego zakładu. Mimo wszystko – Dziękuję.

Czytaj dalej „Różne wpisy a nawet przesyłka…”

Luty 2022r.

20 lutego, po Wydarzeniach Telewizyjnych Polsatu, synoptyk – Jarosław Kret wmawiał nam widzom, że takiego ciepłego miesiąca lutego nie było od 100 lat. Zajrzałam więc do swojego rymowanego pamiętnika i przeczytałam wierszyk o lutym 2001 roku — W pantofelkach luty chodził i słoneczkiem nas uwodził. Dobrze wiedział, że folguje, że go marzec zreperuje. On zaniedbał i przeoczył, lecz nie on nam spojrzy w oczy. — Temperatury w lutym 2001 r. były na plusie i to dwu cyfrowo. Jeszcze przez pierwszy tydzień marzec nie chciał naprawiać tego co zepsuł luty; później jak się zima rozhulała to poszły w ruch sanki, łyżwy i narty. Dopiero pod koniec kwietnia ociepliło się i to nie za bardzo, to było takie perskie oczko puszczone pod koniec żywota kwietniowego. Tak więc nie ma co się cieszyć tym lutowym ciepłem bo to nie pora i już.

Czytaj dalej „Luty 2022r.”

Lady Be Good

Znów obudziłam się słysząc swój śpiew. W młodości nigdy mi się to nie zdarzało. Śpiewałam właśnie Lady Be Good George Gershwina. Śpiewałam ostro swingując, to chyba był jedyny swing śpiewany przeze mnie. Wówczas nie słyszałam jak ten utwór śpiewa Ella Fitzgerald, chociaż wiedziałam, że śpiewa. Dzisiaj korzystając z komputera miałam możliwość posłuchania Elli – szok, ona ten utwór śpiewa lirycznie. Zaraz za nią na youtubie śpiewa Hanna Skarżanka, jeszcze bardziej smętnie. Dlaczego ja śpiewałam energetycznie swingując – nie wiem. Ale wolę tę swoją wersję. Z utworów jazzowych to śpiewałam jeszcze jednego blusa – Alabama, i tak mnie później nazywano; śpiewałam też jednego rock and rolla z repertuaru Elvisa Presleya. I to byłoby na tyle w stylu Jazzu. Był to okres śpiewania w zespole studenckim i to muzycy chcieli ze mnie zrobić dżezmenkę, ale to zdecydowanie nie mój styl. Chociaż dzisiaj wydaje mi się, że mój alt był idealny do takiej muzy, ale charakter nie. Ostatnio plączą mi się sny z rzeczywistością. Pewnie za dużo śpię. Przyjmuję leki na alergię i to podobno one działają usypiająco. Np. we śnie rozmawiałam bardzo długo przez telefon z Elą Bart. Wiem, że ona od roku nie żyje przez ten cholerny covid, a rozmowa z nią była nieprawdopodobnie realistyczna. Te sny to z tęsknoty za nią, ( była moim jedynym przyjacielem tu w DPSie ), a może Ela chce mnie ściągnąć do siebie. Nic bym nie miała przeciwko temu, potrafiłyśmy śmiać się godzinami bez powodu, z byle głupotki.

Czytaj dalej „Lady Be Good”

676 ty – poniedziałek w DPSie

Rok ma 52 tygodnie czyli 52 poniedziałki x 13 lat = 676. Tyle poniedziałków musiałam przeżyć w tym naszym DPSie, żeby wreszcie doczekać takiego który wprawił mnie w zachwyt. W tym 676 poniedziałku wszystko było na tak i to błyskawicznie. A spraw uzbierało się trochę. Jak tylko wróciłam z porannej gimnastyki, już czekał na mnie pan kierownik z informacją że za chwilę będą zrywać w moim pokoju linoleum. I faktycznie tak się stało i to za chwilę. Druga sprawa to mój wiecznie psujący się chodzik. Chodzik kupiłam zaledwie 8 miesięcy temu.

Czytaj dalej „676 ty – poniedziałek w DPSie”

Cud i wspomnienia

No i prawie cud ! W czwartek, pokojowa wpisała w raporcie o moim problemie zagrzybienia pokoju. W piątek problemem zainteresowali się panowie z administracji, potwierdzając go, z informacją, że trzeba będzie zrywać całe linoleum zarówno w przedpokoju jak i w pokoju. W poniedziałek wizytę złożył mi sam pan kierownik i poinformował, że w ciągu kilku dni zajmą się remontem mojego pokoju. Nie wie jeszcze jak długo będzie trwał remont, pewnie dwa albo trzy tygodnie, no góra miesiąc, wiadomym będzie dopiero po zerwaniu linoleum, ale zaczynamy robotę. Proszę się pakować i przeprowadzać do pokoju o bok. Nie do uwierzenia, wreszcie po 12 latach. No czyż nie cud ? We wtorek już było po przeprowadzce. Noc spędziłam w pokoju nr. 90 a mój pokój miał nr. 88. Dzisiaj jest już piątek, czyli że pomalutku mija tydzień, przecież sobota i niedziela nie wchodzi w grę, a remont się nie zaczął. No ale pal licho, pokój w którym obecnie mieszkam jest czysty, remont można przeczekać, tylko oby się zaczął. W pokoju w którym obecnie mieszkam, kiedyś mieszkał Zygmunt, który zniszczył w nim wszystko co mógł. Zygmunta trzeba było przenieść do innego pokoju żeby ten doprowadzić do jako takiego porządku. Zygmunt miał obsesję do wszystkiego co ma klamki, czyli okna i drzwi, z którymi teraz ja mam problem ponieważ nie zostało to zreperowane jak należy.

Jest karnawał, w telewizji pokazują go w różnych postaciach, na ogół na wolnym powietrzu. Dzisiaj pokazano Świeradów Zdrój w całej okazałości. Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo pomimo, że wspomnienia wiążą się z moją wówczas poważną niepełno sprawnością, ( przez dwa lata miałam niedowład nóg ) to jednak miałam trzydzieści lat i mimo wszystko radość życia. Świeradów to wielki kurort z dużą ilością sanatoriów do których i ja się wybrałam. Mimo,że miałam problemy z nogami to przy pomocy kul i przyjaciół nie opuszczałam środowych tańców. Dlaczego środowych a nie na przykład sobotnich ? Otóż jeden z największych lokali gastronomicznych, w którym grała piękna, żywa orkiestra ( nie mechaniczna ) wprowadził u siebie białe środy. Nie było możliwości żeby jakiemuś panu udało się poprosić panią do tańca, mogły to robić wyłącznie panie. A zatem ja mogłam spokojnie siedzieć przy stoliku bez obaw, że będę zmuszona odmawiać jakimś chętnym do tańca ze mną i sprawiać tym samym przykrość. W te dni wszystkie inne lokale w Świeradowie pustoszały a w owym lokalu stoliki zajmowano na dwie godziny przed czasem. Panowie biegli do tego lokalu z ciekawości czy mają jeszcze wzięcie u pań a panie z ulgą, że wreszcie będą mogły się wytańczyć. Panie prosiły do tańca nie tych urodziwych tylko tych co dobrze tańczą. Najpierw przyglądały się wygibasom dopiero jak już kogoś upatrzyły to prosiły do tańca. Nie raz do jednego z panów biegło kilka pań i ten pan wcale nie był jakiś och ach, ale miał eleganckie maniery i dobrze tańczył. Jak tylko któryś z panów ośmielił się poprosić panią do tańca orkiestra przestawała grać a ów pan po reprymendach wodzireja wracał do swojego stolika. Do mnie co rusz kelner przynosił karteczki z prośbą żebym poprosiła jakiegoś pana do tańca; odpisywałam przepraszając. Aż wreszcie uzbierało się tyle przeprosin, że przy pomocy znajomych wchodziłam na scenę i śpiewałam razem z orkiestrą i od tej chwili już nikt nie prosił mnie do tańca, ale dla odmiany dostawałam czekoladki i kwiatki. No i jak czegoś takiego nie wspominać z łezką w oku. Samo przyglądanie się zachowaniom ludzi było dla mnie ekscytujące a jak do tego doszła możliwość wyśpiewania się i to na oficjalną prośbę orkiestrantów, to czego chcieć więcej. To były mimo wszystko – piękne dni.

Troska o podopiecznych

Jeśli sama o siebie nie zadbasz to nie zadba o ciebie nikt. Jesteśmy w Domu Opieki – bzdura. Owszem jeść dadzą i jak trzeba to posprzątają o resztę musisz zadbać sama. Opiekunka nie przyjdzie do ciebie żeby spokojnie dowiedzieć się jak się czujesz i jakie ewentualnie masz problemy – nie ma czasu. O wszystkim musisz pomyśleć sama. Więc puki rozum i pamięć jako taka to coś tam zrobisz, o coś poprosisz, do kogoś się zwrócisz, ale jeśli rozumu i pamięci brak to już klops. Wprowadziłam się do DPSu 12 lat temu i już wówczas miałam zagrzybioną podłogę w przedpokoju. Grzyb powodował, że czasami nie mogłam wyjść z pokoju – linoleum podnosiło się do góry samo, tworząc pagórki przez które nie można było otworzyć drzwi. Problem zgłaszałam, Pan Kaziu przyszedł trochę poskrobał podsuszył i na jakiś czas sprawę wyciszył. Ponieważ sama bardzo uważałam żeby wszędzie było sucho a panie pokojowe zawsze prosiłam żeby przy sprzątaniu używały jak najmniej wody to jakoś to było. Niestety wielokrotnie byłam zalewana ” od górnie ” czyli przez sąsiadów z góry co spowodowało, że grzyb opanował przedpokój ( linoleum jest całe czarne ) i pomału przenosi się do pokoju, zaczęłam więc w tej sprawie ponaglać kierownictwo Domu. Trzy lata temu pan kierownik administracyjny zwany zastępcą dyrektora, obiecał mi, że na sto procent zajmie się kompleksowym remontem mojego pokoju, musi jednak ująć to w planie na rok przyszły. A rok przyszły to pandemia i sprawa się rypła. Jak pandemia to i kwarantanna i izolacja. Przez cały czas przesiadywałam w zagrzybionym pomieszczeniu i mój organizm bardzo to odczuł. Najpierw choroba oczu, później jakiś dziwny katar, kaszel, jak do tego doszło szaleństwo swędzenia skóry to zaczęły się też ciągłe wizyty lekarza. Nikomu nie przyszło do głowy, że to przez grzyb. Nasz lekarz próbował różnych sposobów żeby mi pomóc ale kiepsko mu to szło bo ani jemu ani mnie nie przyszło do głowa, że to sprawa zagrzybienia pomieszczenia w którym przebywam 24 godziny na dobę. A wystarczyłoby żeby personel miał czas zainteresowania się warunkami życia podopiecznej. Zaczęłam korzystać z prywatnych badań w laboratorium mikrobiologii. Najpierw wyszedł gronkowiec, który odpowiednio leczony po wskazaniach fachowców uspokoił na jakiś czas, cały organizm. Kilka miesięcy spokoju i wszystko zaczyna się od początku. Zgłosiłam się na diagnostykę skóry i wyszło szydło z worka – grzyb. Teraz poza leczeniem musi być zmiana pokoju. Są wolne pokoje, ale obawiam się że wszystkie są chociaż częściowo, zawilgocone, jeśli nie zagrzybione. Są pokoje w których wystarczy uchylić drzwi żeby poczuć stęchliznę, i to nie tylko pokoje mieszkalne, pokoje biurowe również, ale jakoś to nikogo nie obchodzi. W każdym razie poprosiłam żeby sprawę wpisać do raportu dziennego jako sprawę do załatwienia. Pożyjemy i zobaczymy czy czeka mnie przeprowadzka i na jak długo – czy na czas remontu czy na stałe. Będzie mi bardzo żal mojego pokoju. Żeby nie grzyb to według mnie byłby najlepszy pokój w Domu.